O podróżowaniu - napisane w czasach pandemii, z perspektywy dojrzałego podróżnika
Nie myślałam, że wyraz mojego sprzeciwu przeciwko współczesnej turystyce, pokazany podczas prelekcji 9 grudnia 2019 w Domu Bretanii tak szybko zmieni się w coś tak nieprawdopodobnego o czym nikomu się nawet nie śniło. Napisane w pandemii 2020.
Turystyka zatrzymała się na całym świecie nagle i niespodziewanie. Dla mnie związanej z turystyką przez całe życie jest to doznanie dość surrealistyczne. Różne wydarzenia na świecie mają bezpośredni wpływ na podróżowanie, klęski żywiołowe, wojny, krachy ekonomiczne, ataki terrorystyczne i inne. Wszystko to przerabiano co jakiś czas i w różnych częściach świata. Teraz jednak jest inaczej. To co wydarzyło się w marcu 2020 w Europie, wcześniej w Chinach a później już na całym świecie jest czymś absolutnie wyjątkowym. Stanęło wszystko –STOP- jakby coś, ktoś chciał powiedzieć DOSYĆ. I tak sobie myślę, że ten czas jest nam po coś dany. Nic już nie będzie takie samo, choć wielu marzy o szybkim powrocie do bezpiecznej przeszłości. Ci co będą zdawać sobie sprawę z nieuchronnych zmian mają szansę na przeżycie, reszta utknie w swoich przeszłych bytach, być może na zawsze.
Dotyczy to także turystyki, ona będzie już inna. Jaka ? Może lepsza, może nie tak niszcząca, może nie dla wszystkich. Turystyka jako wielki przemysł rozwijała się w ostatnich kilku dekadach w tempie nieprawdopodobnym. Dostępna niemal dla każdego dzięki rozwiniętej komunikacji szła jak walec… Powodowała rozwój z jednej strony a z drugiej zniszczenie i degradację w szerokim tego słowa znaczeniu. Tak nie można, tak już się nie da - mówiono. I stało się…
W tym obligatoryjnym zatrzymaniu się wyhamowałam i ja, zastygłam z niedowierzaniem, najpierw nic nie robiłam, potem zaczęłam porządkować różne sprawy, teraz myślę nad przyszłością, nad nową turystyką. Czytam histeryczne wypowiedzi kolegów z branży, jedne rozpaczliwe, drugie pełne nadziei, że wszystko wróci. Otóż nie wróci. Zastanawiam się jak to będzie ?
Myślę, że turystyka nie będzie dobrem tak powszechnym. Wakacje owszem tak, ale podróżowanie nie. I lepiej niech zostaną na długo w domach Ci, którzy mechanicznie zaliczali tzw. punkty programu. Ci, którzy robili tysiące zdjęć, kupowali kiczowate pamiątki, wyjeżdżali masowo, często w pretensjach i niezadowoleniu. Byle jak, byle gdzie, byle taniej, byle więcej …w wielkich resortach, w nijakich hotelach, przy basenach, w barach, najlepiej all inclusive. Wszystko z automatu, bezrozumnie… Jedni wykorzystywali drugich, kto więcej wyciśnie. Zapanowała wszechobecna bylejakość. Prawie wszystko było udawane, nieautentyczne.
Następowała chęć zdominowania kolejnych kawałków świata, po kolei, w zależności od modnych kierunków wylansowanych przez marketing turystyczny. Wszyscy szli jak w dym. To prowadziło do tragedii, degradacji, unicestwienia wielu miejsc i przekleństwa. Tak, powtórzę za Olgą Tokarczuk, współczesna turystyka stała się przekleństwem.
Sama byłam tym już bardzo zmęczona. Teraz odpoczywam w pobliskim lesie, dostrzegam budzącą się po zimie przyrodę, jest cicho, słychać ptaki i pachnie bez.
Zamknięci w domach ludzie zaczynają się niecierpliwić, ale o turystyce póki co nie myślą, na szczęście dla podróżowania przez duże P, na nieszczęście dla tych, którym źródła utrzymania topnieją w oczach.
Na szlaki chcą wrócić nieliczni, na tych czekam, z takimi, w małych grupach chciałabym znów wyruszyć. Dokąd i jak ?
Jestem uzależniona od potrzeby zaspakajania ciekawości świata. Dzięki podróżowaniu widziałam świat z różnych perspektyw, co pozwalało lepiej go zrozumieć. To zawsze była rzeczywistość zdecydowanie bardziej rozleglejsza od tej którą znajdujemy wokół siebie. Zawsze dzieliłam się tymi doznaniami i zamierzam to robić nadal.
Być może podróże będą bardziej ekskluzywne i niezbyt powszechne, wolniejsze i pozwalające wniknąć w otaczający nas w danym momencie świat. Do tej pory wszystko było podane na tacy, zaplanowane w każdej minucie, czasami mocno przesadnie, wręcz niewykonalne. Wszyscy się do tego przyzwyczaili, byli tylko odbiorcami, biernymi słuchaczami, roszczeniowymi uczestnikami tej farsy. Towarzyszyło temu na ogół duże zmęczenie a na końcu nie pozostawało nic wartościowego. Owszem byłam, widziałam, zaliczyłam atrakcje, które przestały być już atrakcjami. Podróż stała się oczekiwaniem, żeby skonfrontować się i uszczęśliwić z katalogową widokówką. Nawet przewodniki, które przygotowywać miały nas do tych podróży stały się nudne i nijakie. Obrazki, adresy, skrótowe hasła, minimum informacji i wiedzy. Osobiście zawsze korzystałam z tych wydanych wiele lat temu, kiedy było jeszcze miejsce na zanurzanie się w duszę danego miejsca.
Zachęcałam zawsze moich turystów aby alternatywnie robili notatki, analizowali mapy, podsumowywali dzień, robili zdjęcia w taki sposób aby stawały się obrazami ich punktu widzenia, małymi dziełami sztuki. Wielu korzystało z tych wskazówek i jednocześnie mówiło, że samodzielnie nie można by tak przeżyć czy zobaczyć miejsc w których byliśmy. To zachęca, mnie w tej chwili, do wymyślenia turystyki na NOWO.
Marzy mi się, aby podróż była zawsze nową przygodą nie do końca odkrytą, nie do końca zaplanowaną, która wytrąci nas z pewnego rodzaju znieczulenia i zmusi do myślenia. Tour leader miałby nieco inne zadanie. Chodzi o pokazanie jak zrozumieć wybrane miejsce i zachęcić podróżnych do dialogu na ten temat. Zawsze w podróży bardziej uważnie patrzymy na świat, to trzeba wykorzystać. Dostrzec nowe rzeczy, które uchodzą uwadze w szybkim tempie, dać czas na indywidualną kontemplacje, z delikatną i nienachalną podpowiedzią w tle.
A nade wszystko stworzyć w grupie relacje równorzędne, przeciwne tym nadawca - odbiorca. Każdy niech stanie się nadawcą, stawia pytania i poszukuje odpowiedzi. Tour leader stanie się subtelnym moderatorem tej przygody. Przewodnik nie będzie mówił to jest, tylko zobacz, spójrz, zauważ a potem skonfrontuj z informacjami, które masz na swoim smartfonie, jeśli zechcesz oczywiście, bo cenne będzie również zapamiętanie innego doznania.
Należy też pamiętać, że
każda podróż to spotkanie z drugim człowiekiem, a czas na rozmowy powinien być po wielokroć większy.
I niech ta relacja człowieka z człowiekiem, człowieka z naturą, z miejscem, z obrazem, widokiem, utrwala się w głowie. Po powrocie zaś stanie się inspiracją do pogłębionego studium tego co każdego z osobna zainteresowało.
W podsumowaniu moich myśli apeluję, żeby podróżowaniu przywrócić humanistyczny wymiar, który zaangażowałby nasz umysł. A podróż była dedykowana dla istot ludzkich a nie ludzkich robotów.
Zapewne nie jest to łatwe, ale jeśli czujecie się na siłach w taką podróż wyruszyć to zapraszam, tak szybko jak tylko będzie to możliwe.
Hanna Janicka - Fundacja Srebrnej Generacji - Wojażer
/ strona jest w aktualizacji, ale mail do autorki, gdyby ktoś chciał się podzielić swoimi refleksjami ... :)
fundacja@srebrna-generacja.pl /