Przyjęło się, że dzień po Walentynkach jest Dniem Singla. Można sobie jednak zadać pytanie, czy rzeczywiście Bóg chciałby powołać kogoś do samotności?
Od Redakcji:
Przedstawiamy artykuł z portalu www.misyjne.pl. Temat ważny zarówno dla młodych ludzi, wchodzących w dorosłe życie i stających przed życiowymi wyborami, jak i - a może szczególnie - w wieku dojrzałym, gdy mierzymy się z doświadczeniem samotności. Wszak problem bycia singlem (choć to kiedyś tak się nie nazywało) to rzeczywistość wielu osób po 60-tce. Ale pewnie nie w tym problem - ważniejsze jest to, jak sobie radzimy z samotnością i co możemy uczynić by nawet żyjąc samotnie nie czuć się samotnym? A czy potrafimy coś doradzić młodym w tym temacie?
Znak czasu
Krzysztof Kieślowski powiedział kiedyś:
Żyjemy w naszych betonowych osiedlach, zamknięci w mieszkaniach – dziuplach, jedno nad drugim, jedni obok drugich, i tak naprawdę bardzo samotni. Obserwujemy się nawzajem przez okno i do tego momentu wszystko jest w porządku. Kiedy jednak ten pseudokontakt próbujemy zastąpić bezpośrednim związkiem, prawdziwym uczuciem, okazuje się, że nie potrafimy tego zrobić, tracąc kolejną szansę.
Coś w tym jest. Dzisiaj o wiele łatwiej być singlem. Kiedyś, by „przeżyć” i mieć jakiś status, trzeba było wyjść za mąż/ożenić się. Inaczej nie można było funkcjonować. Dzisiaj sytuacja zmieniła się właściwie o 180 stopni. Wejście w związek małżeński na całe życie napawa lękiem i coraz mniej młodych osób się na to decyduje. Coraz więcej osób żyje w niesakramentalnych związkach, by mieć „wyjście awaryjne” i po prostu móc łatwo zmienić swój status.
Jeden z polskich pisarzy i publicystów, Witold Gadowski napisał:
Żyjemy w epoce, która niepostrzeżenie, powoli i stopniowo (jak przysłowiową żabę gotowaną na wolnym, acz stale wzrastającym ogniu) odziera nas z naszej wspólnotowości, za pomocą wyrafinowanych technik pcha nas w stronę samotności, która ciągle nosi zewnętrzne pozory świetnej zabawy z innymi…
Dlaczego? Ano po prostu ludzie samotni, odcięci od realnej wspólnoty, są słabsi, bardziej podatni na manipulację i zastraszenie. Są także … "głupsi", bo pozbawieni realnej rady i doświadczenia innych.
Prawdą jest, że samotność jest poniekąd produktem współczesności. Czy jednak Bóg w obecnych czasach może powołać nas do życia w tym stanie do końca życia?
Bycie samotnym niekoniecznie oznacza bycie … samotnym
By zastanowić się nad tą kwestią, warto określić różne stany „samotności”, które często wrzucamy do jednego worka. W pojęciu tym mieści się przecież wiele charyzmatów tego samego powołania. Osobiście nie lubię, gdy ktoś mówi „samotna osoba”. Wolę używać stwierdzenia „osoba stanu wolnego”. To pozwala z większą wolnością spojrzeć na tę sferę. Bo przecież brak zobowiązań wobec małżonka czy rodziny oznacza, że możemy podejmować się zupełnie innych zadań. „Samotność” może w kontekście powołania oznaczać gotowość do podjęcia się wielu misji w społeczeństwie i samym Kościele (jak chociażby wyjazd na misje).
Bycie singlem bądź osobą „stanu wolnego” ma kilka perspektyw: duchową, społeczną i psychologiczną. Może oznaczać poczucie izolacji bądź kompletną niezależność, która stwarza wiele możliwości. Myślę, że Bóg nikogo nie powołuje i nie chce powołać do bycia samotnym, ale zdecydowanie chce nas powołać do wypełniania swojego powołania, które może realizować się zarówno w małżeństwie, jak i w byciu singlem.
Od Redakcji - raz jeszcze:
PS. Artykuł ma charakter autorski, pisany z perspektywy osoby raczej młodszej. Z pewnością nie daje odpowiedzi na wiele pytań osób samotnych, także w dojrzałym wieku. Ale jak pisze autorka - osoba stanu wolnego nie musi być osobą samotną.
Dla zainteresowanych tematyką religijną lub społeczno-religijną - w bloku "Coś dla ducha" zamieszczamy wybrane artykuły z kolejnego wydawnictwa, z którym współpracujemy, tj. z portalu www.misyjne.pl. Po więcej informacji czy artykułów o tematyce religijnej, misyjnej czy społecznej, odsyłamy na jego łamy.